Jak schudnąć w ekspresowym tempie? STOP! Jeśli szukasz sposobu na błyskawiczne zrzucenie 5 kilo, nie czytaj dalej. To wpis o tym jak możesz sobie pomóc, jeśli czujesz i boisz się, że już nigdy nie będziesz wyglądać normalnie.

Jestem facetem, mam 42 lata i walczę z nadwagą od dobrych 20 lat. Mam przekonanie graniczące z pewnością,  że w końcu tę walkę wygrałem. Chcę tu opisać swoją drogę. Mam nadzieję, że komuś pomogę, ba, może nawet usłyszę „dziękuję”. Moje słowa adresuję do mężczyzn, ale większość zasad zadziała pewnie także u Pań.

Część I

Wyznanie grubasa, czyli trochę historii zanim przejdę do rzeczy…

Do 9 roku życia byłem szczupły. Wtedy wolny czas spędzało się wyłącznie na podwórku. Nie było tylu słodyczy, gazowanych napojów, zapiekanek, pizzy i całej reszty „zapchaj brzuchów”. Nie było też internetu i gadżetów elektronicznych. Generalnie w domu wiało nudą, a prawdziwe życie tętniło na ulicy. Żeby utyć trzeba się było naprawdę postarać (miałem mnóstwo kolegów a grubasów było jak na lekarstwo). Zaraz po 10-tych urodzinach posypała się moja rodzina. Bardzo to przeżyłem. Przestałem uczestniczyć w podwórkowych szaleństwach, ze wstydu odizolowałem się od kumpli.

W końcu po rozwodzie rodziców przeprowadziłem się do nowego miejsca. Miałem kilkumiesięczną przerwę w nauczaniu. Kiedy pojawiłem się w nowej klasie od razu dostałem ksywkę „gruby” – byłem w szoku! Okazało się, że potworny stres i dramatyczna zmiana stylu życia zrobiły swoje. Do końca ósmej klasy dźwigałem kilka kilogramów nadwagi. W przerwie wakacyjnej, przed pierwszą klasą liceum, postanowiłem to zmienić. Nie chciałem przez kolejne 4 lata być klasowym tłuściochem. Zacząłem biegać, przestałem jeść słodycze, z babcinego strychu przytargałem do domu hantle, którymi kiedyś ćwiczył mój ojciec. Z pomocą przyszła też natura, bo przez te wakacje sporo urosłem. Dość powiedzieć, że w nowej szkole nikt nie nazwał mnie już grubym. Wygrałem!

W liceum zacząłem częściej chodzić na siłownię. Rozbudowałem muskulaturę i było naprawdę ok. Do 26 roku życia nie miałem żadnych problemów z nadwagą. Zbędne kilogramy zaczęły się pojawiać przed 30-tką. Miałem sporo mięśni, więc moja nadwaga nie czyniła ze mnie grubasa. Byłem po prostu dobrze zbudowany. Z brzucha zniknął co prawda podziwiany kiedyś „kaloryfer”, ale większej tragedii nie było. Między 30-tką a 40-tką stopniowo traciłem sylwetkę siłacza. W tych latach podejmowałem cyklicznie próby odchudzania. Zawsze się udawało, ale nigdy efektu nie dało się otrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Praca, dużo stresu, dzieci i ogólne zmęczenie brały górę. Wreszcie żona, dla której zawsze byłem piękny (kłamczuszka) niechcący usypiała moją czujność. To takie typowe, że my faceci najwięcej tyjemy po ślubie. Nie ma potrzeby dalej „łowić”, więc pozwalamy naszym mięśniom obrastać w tłuszcz. Kobiety mają chyba podobne tendencje.

Najważniejsza lekcja jaką odebrałem w tamtych latach – schudnąć nie jest trudno, prawdziwym wyzwaniem jest utrzymać wagę! Do tego nie wystarczą dieta i ćwiczenia. Do tego konieczna jest reorganizacja życia.

Jeśli dobrnęliście do tego momentu nie odpuszczajcie! Niech te najbliższe kilka minut czytania będzie pierwszą inwestycją w Waszą zmianę na lepsze!

Reorganizacja życia? Dziękuję, to nierealne!

Przyznaję, ja też tak myślałem. Uczciwie pisząc finalnie zmieniłem tylko kilka rzeczy, ale to wystarczyło, żeby osiągnąć upragniony sukces. Dla mnie motywacją do zmian było zdrowie i dobre samopoczucie. Dodatkowo chciałem, żeby moi synowie nie musieli się wstydzić grubego ojca. Ważne było też spotkanie z pewnym mądrym człowiekiem, który powiedział mi tak:

Masz tylko jedno życie, z każdym dniem jesteś starszy i nie zmienisz tego. Masz za to ogromny wpływ na to, w jaki sposób przeżyjesz to, co zostało Ci zapisane. Od Ciebie zależy czy będziesz rozgoryczonym, nadąsanym grubasem czy energicznym, korzystającym z życia człowiekiem.

To było jak błysk! Pomyślałem, że chcę natychmiastowej zmiany i… przez kolejne tygodnie nic nie zrobiłem. W końcu po jakiejś kłótni z synem, w trakcie której zarzuciłem mu absolutny brak konsekwencji przypomniałem sobie o tym, że sam jestem słaby, że wymagam od niego tego, czego nie wymagam od siebie! Musiałem to zmienić choćby nie wiem co!

Pierwsze 14 dni zrzucania wagi, czyli dlaczego nie schudłem ani grama, ale byłem z siebie dumny!

Wiecie od czego rozpocząłem swoje odchudzanie? Postanowiłem przez dwa tygodnie wstawać 45 minut wcześniej niż zwykle. Tylko tyle i aż tyle! Myślicie, że było łatwo? Bzdura! Zrezygnowałem po trzecim dniu tłumacząc sobie, że to debilne postanowienie. Wróciłem do tego po dwudniowej przerwie, bo czułem się słabszy psychicznie niż mój syn. Udało się! Do końca zaplanowanego okresu wstawałem zanim jeszcze inni w domu otworzyli oczy. Wykorzystywałem ten czas trochę bez planu, ale już po kilku dniach czułem się lepiej. Żywszy, bardziej optymistyczny i cholernie szczęśliwy, że dałem radę. W tym czasie nie schudłem ani grama, ale nie o to mi chodziło. Wiedziałem, że na swoje 20 kilogramów nadwagi pracowałem przez 17 lat. Głupotą byłoby wierzyć, że pozbędę się jej skutecznie w dwa tygodnie.

Co osiągnąłem:  uwierzyłem, że mogę coś zmienić, że moja silna wola istnieje. Wstawanie rano nie jest łatwe, ale mnie się udało a to oznacza, że mogę odnieść kolejne sukcesy.

Wymiary na koniec okresu: waga 99 kg, wzrost 177cm, obwód pasa 103 cm

Trzeci i czwarty tydzień, czyli o dalszym wyrabianiu silnej woli.

To były także bardzo trudne, marcowe dni. Do wcześniejszego wstawania postanowiłem dołożyć kolejne postanowienie. Obiecałem sobie nie jeść po godz. 19.30. Nauczony doświadczeniem wiedziałem, że będzie ciężko. W naszym domu kolacja zawsze zaczyna się w okolicach 20-tej i jest dla całej rodziny ważna. Rozmawiamy, podsumowujemy dzień, mamy czas tylko dla siebie. Nie chciałem z tego rezygnować. Przez kilka pierwszych dni siedziałem przy stole nic nie jedząc. To jednak było za trudne. Namówiłem rodzinę do zmiany. Przesunęliśmy kolację na godz. 19-tą. Nie było łatwo, bo każdy musiał się do tego przyzwyczaić, ale udało się! Ze dwa razy zdarzyło się tak, że wróciłem z pracy już po kolacji. Trudno, taki „lajf”. Jednak osiągnąłem drugi ważny cel – przestałem jeść na noc! Acha, no i w trakcie tych dni kilka razy wyszedłem późnym wieczorem na 30-minutowy spacer.

Co osiągnąłem:  do początkowego postanowienia o wcześniejszym wstawaniu dodałem bardzo ważny element – przestałem jeść po 19.30 (zaprzestanie objadania się na noc jest jednym z kluczowych czynników sukcesu)

Wymiary na koniec okresu: waga dalej w okolicach 99 kg, obwód pasa bez zmian czyli 103 cm


Chcesz wiedzieć co było dalej? Za tydzień opowiem jak w ciągu pierwszych 4 miesięcy zrzuciłem 8kg, a w ciągu kolejnych 3 następne 7kg. Od tamtego czasu minęły już 2 lata, a moja waga ustabilizowała się na poziomie 83 kg. Tobie też to się uda! Bez oszukańczych specyfików „na odchudzanie”, bez efektu jojo. Wyłącznie dzięki zmianie kilku nawyków.

Z części pierwszej tego wpisu zapamiętaj proszę:

  • każdy z nas na swoją nadwagę „pracuje” latami, trwała zmiana tego stanu rzeczy wymaga czasu, nie spodziewaj się efektów „po miesiącu”,
  • odchudzanie wymaga systematyczności i silnej woli, musisz ją w sobie wyzwolić inaczej się nie uda
  • nie obędzie się bez drobnych (czasem może większych) zmian w Twoim życiu, ale to się naprawdę da zrobić
  • jesteś tylko człowiekiem, najprawdopodobniej w trakcie całego procesu zrzucania zbędnych kilogramów dopadnie Cię zwątpienie, złamiesz swoje zasady i będzie Ci z tym źle – to normalne, ważne żeby po takim załamaniu wstać i iść dalej wyznaczoną drogą.

Masz szansę na trwałą zmianę w ciągu 6 miesięcy. To tylko 180 dni a każdy z nich minie szybko, obiecuję! 

Część druga >>

4 KOMENTARZE

  1. Dla mnie pomocna jest dieta pudełkowa. Korzystam obecnie z Przełom w Odżywianiu i obserwuje spadek wagi. Zaoszczędzony czasu udało mi się poświęcić na treningi:)

Zapytaj lub skomentuj:

Napisz komentarz
Podaj swoje imię