Jedzenie jest czymś oczywistym, jest nam niezbędne do przeżycia. Czerpiemy z niego przyjemność, lubimy gotować i biesiadować w gronie najbliższych. Jedzenie bywa jednak też niebezpieczne, szczególnie gdy nie mamy kontroli nad własnymi złymi nawykami żywieniowymi. Wskutek tego tyjemy, zaczynamy chorować, cierpimy fizycznie i emocjonalnie albo wpadamy w zachowania kompulsywne – obsesyjnie się odchudzamy, przesadnie dbamy o zdrową dietę, nadmiernie ćwiczymy. Jak przerwać to błędne koło?

Zrozumienie przyczyn tych zachowań stanowi punkt wyjścia do tego, by na nowo poczuć smak życia – harmonijnego, zrównoważonego, pełnego dobrych emocji – piszą autorki książki „Jedzenie emocjonalne i inne podjadania. Jak poprawić swoje relacje z jedzeniem”. W książce nie znajdziecie prostych porad, ale inspiracje, które pomogą wyjść ze zgubnego nałogu jedzenia ponad miarę lub jako antidotum na emocje, z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić.

Jakie są Twoje relacje z jedzeniem?

Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie są Wasze relacje z jedzeniem? Czy między Wami panuje zdrowy układ, czy może jest to zaburzona relacja, w której często wygrywa ptasie mleczko, kolejna porcja kawy z mleczkiem lub „zdrowy” batonik, a Wy usprawiedliwiacie to trudną sytuacją, która Was spotkała? Jedzenie emocjonalne jest zaburzeniem odżywiania, którym rządzą 4 mechanizmy. Uświadomienie sobie tego jest pierwszym krokiem do zmiany głęboko utrwalonych nawyków i wyjścia z uzależnienia. 

„Ptasim mleczkiem dziury w sercu nie zatkasz. […] To, czym sobie szkodzimy przez rok, nie wyjdzie z nas jak pasta z tubki w tygodniowym detoksie. […] Nasze ciało to nie kosz na śmieci. Nie da się wyrzucić naraz z niego całej szkodliwej zawartości”. 

To kilka cytatów z książki „Jedzenie emocjonalne i inne podjadania. Jak poprawić swoje relacje z jedzeniem” autorstwa Marty Pawłowskiej i Joanny Derdy – książki, którą naprawdę warto kupić, przeczytać i do niej co jakiś czas wracać. Pełna zapadających mocno w pamięć cytatów, miejscami bawi ale jednocześnie skłania do głębszej refleksji nad własnymi zachowaniami.

Zapraszam też do wysłuchania mojej rozmowy z Martą Pawłowską, współautorką książki, terapeutką. Marta jest ekspertką promocji zdrowia i profilaktyki chorób, wykładowczynią w Instytucie Zarządzania w Ochronie Zdrowia na Uczelni Łazarskiego, coachem ze specjalizacją w zakresie zdrowia rodziny. 

Czym jest jedzenie emocjonalne?

Jedzenie emocjonalne jest zaburzeniem jedzenia. Polega ono na tym, że na drodze do naszego racjonalnego, mądrego, zdrowego żywienia stoją trudne emocje, z którymi nie wiemy, co zrobić. To są różne emocje i jest ich całkiem sporo. To może być stres, napięcie, złość, ale także nuda, brak sensu życia, samotność, znużenie, brak satysfakcji w małżeństwie, w pracy, wyczerpanie. 

Jeżeli nie umiemy sobie z tymi emocjami poradzić, to bardzo często będziemy je zajadać. Bardzo często będziemy je zajadać, bo niestety jedzenie w naszej cywilizacji przestało służyć tylko do tego, żeby zaspokajać głód i nas odżywiać. Jedzenie zastępuje nam np. przyjaciela, relacje, rozrywkę, a także sens życia. Tak radzimy sobie z problemami. Zamiast zabrać się za swoje dziury emocjonalne, my je zajadamy, bo jedzenie jest wszędzie – zawsze pod ręką, łatwe do zdobycia. Przytoczę tu cytat, który lubię i który jest tu kluczem: Pozornie rosnący standard życia to realna, szybka droga do tycia –mówi Marta Pawłowska, współautorka książki.

Pocieszyciel, znieczulacz, uciekinier i sędzia, czyli 4 mechanizmy, które nami rządzą

Pocieszyciel

Pierwszym z mechanizmów, które nami rządzą, jest pocieszyciel, bo przecież jedzenie umie pocieszyć. Co prawda na chwilę, ale daje ulgę, zwłaszcza gdy nie umiemy inaczej radzić sobie z emocjami. Ten nawyk często wynosimy już z dzieciństwa, kiedy to nasze dziecięce smutki i troski przepędzane były przez mamy, babcie lub ciocie za pomocą czekolady czy słodkich domowych wypieków.  

W dorosłym życiu szukamy więc w jedzeniu pocieszyciela, kiedy trudno jest nam poradzić sobie z jakąś emocją – gdy pojawia się złość, wstyd, strach, czujemy poniżenie czy zostaliśmy oszukani. 

Ktoś mnie pominął, ktoś mnie obraził, skrzywdził i nie wiem, co z tym zrobić. Czuję złość, wstyd, strach. Pojawia się także smutek. Wtedy bardzo często, jeżeli nie ma nawyku i wypracowanego mechanizmu konfrontacji z trudnymi emocjami, chcemy szybko się pocieszyć. Więc sięgamy po batona, ciastko, drożdżówkę. – No bo przecież potrzebuję, zasłużyłam! – tłumaczy Marta Pawłowska.  

Znieczulacz

Znieczulacz przychodzi z „pomocą”, gdy pojawia się w życiu sytuacja, której nie umiemy udźwignąć. Emocje są silne – cierpimy, czujemy ból emocjonalny i chcemy go czymś przykryć. Potrzebujemy wtedy znieczulacza, którym m.in. może być jedzenie, i jest to najczęściej coś słodkiego.  

Uciekinier

Trzecim mechanizmem jest uciekinier. Jest to tak zwana ucieczka w krainę ptasiego mleczka. Uciekamy, gdy wiemy, że przed nami jest trudna sytuacja, której nie unikniemy, a czujemy, że nie mamy dość energii, aby się z nią zmierzyć albo nie umiemy się z nią zmierzyć, bo nie nauczono nas tego w dzieciństwie. To może być np. trudna rozmowa z lekarzem, pracownikiem, szefem czy z kimś z rodziny. 

Potrzebujemy jakiegoś „dostawcy energii”, żeby móc to ogarnąć, jak to często mówią kobiety – mówi Marta Pawłowska.

Po co wtedy najczęściej sięgamy? Po węglowodany, po których chwilowo poczujemy dopływ energii. Uciekamy w słodki smak, niestety przynosi nam to tylko chwilową ulgę, ale i tak jesteśmy od tego mechanizmu uzależnieni, bo często nie wiemy, jak poradzić sobie inaczej z problemem.

Sędzia 

Sędzia to taki karzący palec. Gdy pojawia się trudna sytuacja, my się pocieszamy tak jak umiemy – zjemy za dużo, za bardzo, za słodko, za tłusto. Pojawia się wtedy momentalnie wstyd i poczucie winy. Bo przecież tym razem miało być inaczej. Jest nam źle, ale nie na tyle, żeby się już karać. Próbujemy się więc znieczulić, po czym nagle konfrontujemy się z tym i pojawia się myśl – znowu nie dałam/nie dałem rady, znowu nie potrafię siebie obronić i powielam stare nawyki. I wtedy dopiero zaczynamy się karać za to, że znowu polegliśmy. Zaczynamy więc jeść, bo przecież i tak jestem do niczego.

Czy zachowujesz się kompulsywnie?

Zachowujemy się kompulsywnie, gdy wpadamy w różnego rodzaju uzależnienia – od słodyczy, pracy, aktywności fizycznej. To są tzw. kompulsje jednoźródłowe, które bardzo często występują parami – ktoś kompulsywnie je i jednocześnie kompulsywnie pracuje. 

To są te wszystkie -holizmy: jedzenioholizm, pracoholizm, seksoholizm, ale także rozwojoholizm – kolejny coach, mentor, kolejne cztery książki, kolejne trzy prenumeraty pism. – Bo przecież ja tak jak jem dużo, tak chcę wiedzieć dużo. Chcę pracować dużo, ćwiczyć codziennie – tłumaczy Marta Pawłowska.

Te wszystkie -holizmy wynikają z pragnienia posiadania, wypełnienia czymś dziury emocjonalnej czy duchowej. W trakcie terapii bywa tak, że jak ktoś upora się z pracoholizmem, to wpada w kompulsywne jedzenie. Upora się z jedzeniem emocjonalnym, a wpada w alkoholizm. To taki smok z kilkoma głowami: odcinamy jedną, wyrasta kolejna. Aby się z tym uporać, trzeba odszukać i zacząć pracować ze źródłem problemu, nie bać się skonfrontować z własnym sercem i emocjami. 

Bywa, że całe życie uciekamy przed emocjami. Często to z domu wynosimy przekonanie, że emocje są złe. Jak często słyszeliście w dzieciństwie: nie płacz, nie bądź niegrzeczny, niegrzeczna. Chłopaki nie płaczą. Zachowuj się, dziewczynce to nie przystoi? Często otoczenie wymusza na nas to, żebyśmy byli grzeczni, silni, opanowani. I to wszystko gdzieś w nas siedzi, kumuluje się, a my kompensujemy to sobie czymś, co przynosi chwilową ulgę a z biegiem czasu staje się mocno utrwalonym nawykiem!

Jak zmienić stare nawyki i dlaczego warto to zrobić?

Głęboko zakorzenione nawyki niestety najłatwiej zmienić, gdy pojawia się jakaś choroba i dla ratowania zdrowia z dnia na dzień musimy zrezygnować z ulubionych potraw – lekarz nam zabronił, więc mamy zewnętrzny przymus.

Ale jeżeli nie ma tego zewnętrznego przymusu w postaci choroby, to my się sami usprawiedliwiamy. Racjonalizujemy sobie wszystko, przytulamy się, każdą swoją słabość usprawiedliwiamy i wtedy niestety znowu kapitulujemy – tłumaczy Marta Pawłowska. 

Do czego może doprowadzić nas uleganie nawykom? To jest autostrada do tego, żeby zacząć źle o sobie myśleć, stracić do siebie zaufanie, zachwiać poczucie własnej wartości i godności, żeby zgubić własną tożsamość. 

Nasze nawyki są bardzo silne, mocno utrwalone. Jeżeli jakąś czynność powtarzamy wielokrotnie, to potem robimy to automatycznie. Tak samo machinalnie zaczynamy się znieczulać czymś słodkim. Nie mamy siły, odpowiedniego wsparcia, nie wiemy, jak i u kogo szukać pomocy, żeby wyjść z tego nałogu. 

Miałam ostatnio rozmowę z taką moją cudowną podopieczną, która zaczęła pracować nad sobą, jak zobaczyła jedno ze swoich zdjęć. Spytałam ją, co takiego zobaczyła, że spowodowało to podjęcie decyzji o pracy nad sobą. Nie było to tylko pragnienie, a już decyzja. A ona na to, że zobaczyła jakąś grubą babę, ale to nie była ona. Może gdzieś w środku, ale zewnętrznie nie. To było trudne odkrycie, ale także początek drogi do decyzji zdrowienia – opowiada Marta Pawłowska.

Ważne jest więc uświadomienie sobie: mam problem i podjęcie decyzji, że trzeba szukać pomocy oraz zrobienie pierwszego kroku w tym kierunku. 

Nie mamy wpływu na to, co było w naszym dzieciństwie, z jakiego domu pochodzimy, czy jesteśmy DDA. Nie mamy wpływu na bardzo wiele rzeczy. Natomiast mamy wpływ na to, co zrobimy z tym całym bagażem i ze swoimi przeżyciami emocjonalnymi. To już tylko od nas zależy. Musimy pamiętać, że jeśli niczego z nimi nie zrobimy, to w pewnym momencie wszystko zacznie pękać i się rozwalać. 

Jest udowodnione naukowo, że depresja, zaburzenia osobowości a otyłość czy nadmierna masa ciała są współzależne. Nauka dalej nie wie, co jest pierwsze, ale one na pewno się „wspierają”. Ja to wiem ze swojego własnego doświadczenia jako terapeuta. Każda osoba, która przychodziła do mnie i miała zaburzenia jedzenia, to był piękny człowiek, który szukał swojej tożsamości, który czegoś szukał. Każdy człowiek, który walczy z jedzeniem, ze swoimi emocjami, on walczy nie tak jak trzeba, ale ważne, że walczy. Zmaga się z życiem, szuka siebie i to jest cudowne, bo wtedy tylko trzeba spojrzeć w oczy głęboko ukrytym emocjom i taką osobę mądrze przekierować – tłumaczy Marta Pawłowska. 

Jak wyjść z błędnego koła?

Przede wszystkim ważne jest, żeby w miłości i w trosce o siebie zacząć się obserwować. Zacząć to robić tak, jakbyśmy patrzyli na siebie z zewnątrz. Zaobserwować, czy to faktycznie jest tak, że ja jem za dużo, czy ja jem za dużo czegoś, czy może w ogóle jem za duże porcje, czy też jem za łapczywie, czy faktycznie jem w odpowiedzi na jakieś emocje? 

Czasami jest też tak, że nie jemy emocjonalnie, ale jemy np. za dużo, bo tak nas nauczono i takie mamy mechanizmy. Możemy jeść za dużo pod wpływem sytuacji zewnętrznej. Często jemy dla towarzystwa, bo nie umiemy odmówić. 

Trzeba wtedy porozmawiać z kimś mądrym, silnym emocjonalnie, przed kim to wszystko wyrzucimy w szczerości i kto z nami usiądzie tak jak my teraz siedzimy i powie: wiesz, faktycznie, kurczę, dziwnie to wygląda. Chyba potrzebujesz pomocy – tłumaczy Marta Pawłowska. 

Kluczem jest zrozumienie mechanizmów, które nami rządzą. Gdy to już zrozumiemy, wprowadzajmy zmiany stopniowo, nie nerwowo, a powoli. Nic pod presją. Pozwólmy sobie na przyjemności inne niż jedzenie i nie miejmy z tego powodu wyrzutów sumienia. Odnajdźmy może te, które gdzieś po drodze straciliśmy. Może kiedyś lubiliśmy dziergać na drutach, może jeździliśmy na koncerty albo lubiliśmy słuchać muzyki. Wróćmy do tego. 

Nauczymy się też wsłuchiwać we własne ciało, ono wysyła nam sygnały. Pozwólmy sobie na relaks, popracujmy z ciałem. To może być terapia TRE, relaksacja Jacobsona, metoda Feldenkraisa. Szukajmy takich form relaksu, które sprawią nam przyjemność i przyniosą odprężenie. My nie mamy często świadomości, jak nasze ciało jest spięte i jak woła o pomoc! 

Pozwól sobie, aby poczuć się głodnym!

Chociaż nasze pokolenie nie pamięta wojny, to niestety zachowujemy się często tak, jakbyśmy mieli głodować. Także cywilizacja, w której żyjemy, nie sprzyja temu, żeby głód był. Zewsząd bombardują nas reklamy. Nawet „mały głód” trzeba poskromić, sięgając po produkt naszpikowany cukrem.

Tymczasem głód jest cudowny, bo pokazuje nam, że powinniśmy coś zjeść – przekonuje Marta Pawłowska.

Głód emocjonalny pokazuje nam, że potrzebujemy miłości, przytulenia, przyjaźni. Głód rozwoju pokazuje nam, że potrzebujemy np. jakiegoś celu w życiu, sztuki, piękna. A jeżeli czujemy głód fizyczny, to on nam pokazuje, że może nasz organizm ma już jakąś wolną przestrzeń.

My często mylnie interpretujemy głód w ten sposób, że gdy już zaczynamy go odczuwać, to musimy jak najszybciej coś zjeść, bo będzie z nami źle.  

Ja zawsze powtarzam, że jeżeli dana osoba jest ogólnie zdrowa i zaczyna odczuwać głód, to wcale nie znaczy, że już w tym momencie powinna ten głód zaspokoić. To tylko znaczy, że jest możliwość podjęcia pewnej pracy przez organy wewnętrzne. Karmienie na żądanie jest dobre dla dziecka, które ma 6 miesięcy, ale nie dla kobiety, która ma 30, 40 czy 50 lat. A my niestety tak się zachowujemy. Jemy cały czas, jemy non stop. Utraciliśmy zdolność głodu i niestety straciliśmy też zdolność nasycenia – mówi Marta Pawłowska. 

Jedzenie emocjonalne i inne podjadania. Jak poprawić swoje relacje z jedzeniem. Posłuchaj podcastu

Zachęcam do spokojnego odsłuchania całej rozmowy. To streszczenie nie oddaje bowiem w pełni jej klimatu. Moim gościem jest Marta Pawłowska, współautorka książki, terapeutka. Marta Pawłowska jest ekspertką promocji zdrowia i profilaktyki chorób, wykładowczynią w Instytucie Zarządzania w Ochronie Zdrowia na Uczelni Łazarskiego, coachem ze specjalizacją w zakresie zdrowia rodziny. Pomogła już wielu osobom skutecznie uporać się z zaburzeniami odżywiania.

Zapytaj lub skomentuj:

Napisz komentarz
Podaj swoje imię